2 (01.09.2015)

 

Premier Kopacz: Nie można obrażać Polski

HO/PAP,  01-09-2015

ZOBACZ ZDJĘCIA »GDAŃSK WESTERPLATTEObchody 76. rocznicy wybuchu II wojny światowej

 fot. Piotr Wittman  /  źródło: PAP

Nie można w imię wewnętrznych, politycznych rozgrywek obrażać własnego kraju, obniżać jego wiarygodności. Polska jest wartością najcenniejszą – powiedziała na Westerplatte premier Ewa Kopacz. Oprócz niej w Gdańsku przemawiał też prezydent Duda. Politycy nie podali sobie ręki.

Możemy być dumni przed naszymi sojusznikami wtedy i przed naszymi sojusznikami dzisiaj, bo Polska zawsze stała po właściwej stronie, Polska zawsze stała po stronie wolnego świata – podkreślił prezydent Andrzej Duda na Westerplatte w Gdańsku podczas obchodów 76. rocznicy wybuchu wojny światowej.

Prezydent zaznaczył, że jak co roku spotykamy się w tym symbolicznym dniu 1 września tu na Westerplatte, żeby „uczcić pamięć polskich bohaterów, żeby pamiętać o najstraszliwszym kataklizmie XX wieku, jaka była II wojna światowa, rozpętana przez hitlerowskie Niemcy”.

Andrzej Duda przypomniał, że pierwsze bomby spadły na Wieluń o godz. 4.40, ale pierwsze salwy, pierwsze strzały padły pięć minut później na Westerplatte z pancernika „Schleswig-Holstein”. – To miejsce jest i pozostanie na wieki symbolem bohaterstwa polskiego żołnierza – powiedział prezydent.

Podkreślił jednocześnie, że 17 września 1939 roku zrealizowany został pakt Ribbentrop-Mołotow i Polska została zaatakowana z drugiej strony, zaatakowana przez „drugi wielki, straszliwy totalitaryzm, obok hitlerowskiego, przez totalitaryzm stalinowski, przez Armię Związku Radzieckiego”.

– Armia Czerwona wkroczyła na polskie tereny i żołnierze Hitlera podali sobie z żołnierzami Stalina rękę, podali sobie rękę na znak pokonania i rozdarcia Polski. Tamte dni to była nie tylko tragedia naszego narodu – to była także tragedia Estończyków, Finów, Litwinów, Łotyszy, Rumunów – mówił prezydent.

Dodał, że potem – nie wolno tego odbierać – to Armia Czerwona w przeważającym stopniu przyczyniła się do pokonania hitlerowskich Niemiec. – Ale to zwycięstwo w maju 1945 roku dla Polaków oznaczało zakończenie jednej niewoli i rozpoczęcie kolejnej, bo Polska nie stała się wolnym i suwerennym państwem – podkreślił Andrzej Duda.

– My możemy być dumni i przed naszymi sojusznikami wtedy, i przed naszymi sojusznikami dzisiaj. Polska zawsze stała po właściwej stronie, Polska zawsze stała po stronie wolnego świata. U nas nie było kolaboracyjnego rządu, u nas byli żołnierze, którzy walczyli na wszystkich frontach II wojny światowej, walczyli o wolność Rzeczypospolitej, ale walczyli także za wolność naszą i waszą, wyzwalając inne narody – mówił prezydent.

I – jak zaznaczył – to jest na pewno nasza wielka zasługa dla Europy, ale także i dla wolnego świata. „I o tym musimy pamiętać, i z tego musimy być dumni – mówił Andrzej Duda.

Kopacz na Westerplatte: Polacy nie byli narodem sprawców

Historia jest nauczycielką życia i historia musi nas uczyć, że bezpieczeństwo Polski nie ma ceny. Nie można w imię wewnętrznych, politycznych rozgrywek obrażać własnego kraju, obniżać jego wiarygodności. Polska jest wartością najcenniejszą i nie ma partii politycznej i nie ma ambicji żadnego polityka, którą warto byłoby postawić ponad to, co najcenniejsze – wolność i niepodległość

Właśnie z tego miejsca musi wybrzmieć bardzo wyraźnie: Polacy nie byli narodem sprawców, ale byli narodem, który jako pierwszy padł ofiarą tej wojny – powiedziała w swoim przemówieniu na Westerplatte premier Ewa Kopacz.

– Nasz wielki rodak Jan Paweł II wypowiedział w tym właśnie miejscu słowa, że „każdy ma swoje Westerplatte”. Ten genialny duszpasterz potrafił przenieść wymiar narodowego dramatu na indywidualne doświadczenie współczesnego człowieka. Bo Westerplatte to symbol, symbol, który przekracza wymiar konkretnego historycznego wydarzenia. Westerplatte to symbol obowiązku, rzetelności, patriotyzmu, a przede wszystkim odwagi, by stanąć w obronie rzeczy i wartości, które są najcenniejsze – mówiła premier.

Jej zdaniem, warto pamiętać, że dziś „każdy ma swoje Westerplatte, że każdy zarówno w życiu osobistym, jak i publicznym prędzej, czy później zetknie się z sytuacją ostateczną, w której będzie musiał dokonać wyboru między dobrem, a złem”. „Całe szczęście bardzo rzadko ten wybór ma charakter tak dramatyczny i ostateczny jak ten, przed którym stanęli żołnierze majora Sucharskiego” – nadmieniła.

Przedwojenne Wojsko Polskie 

– Także wtedy w 1939 roku wielki polski poeta Władysław Broniewski napisał słowa: „są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli”, wzywając jednocześnie do tego, by każdy niezależnie od poglądów stanął w obronie Rzeczypospolitej – mówiła premier.

– Dzisiaj o tym nie pamiętamy, ale II Rzeczypospolita targana była politycznymi konfliktami i emocjami niemniejszymi od tych, które przeżywamy dzisiaj. Dopiero ta „obca dłoń”, o której napisał Broniewski pozwoliła, choć na chwilę o nich zapomnieć i zjednoczyła Polaków w bohaterskim oporze przeciw najeźdźcom – dodała.

Jak podkreśliła, to „lekcja piękna, ale jednocześnie gorzka”.

– Dzisiaj Polska jest w nieporównanie lepszej sytuacji niż w 1939 roku – wtedy nasz kraj rzeczywiście stawał się ruiną, a miliony obywateli zapłaciło w niewoli najwyższą cenę. Chciałabym, abyśmy dzisiaj potrafili wybaczać sobie rachunki krzywd, nie w obliczu niebezpieczeństwa, ale w obliczu pozytywnych wyzwań, które stoją przed Polską skutecznie nadrabiającą dystans do Zachodu – zaapelowała Kopacz.

Czytaj też: Czy w 1939 r mogliśmy się obronić?

Newsweek.pl

“Z Bogiem, choć pani profesor nie wierzy”. Jak Hanna Lis z prof. Pawłowicz dyskutowała na Facebooku

Krystyna Pawłowicz porozmawiała na Facebooku z Hanną Lis
Krystyna Pawłowicz porozmawiała na Facebooku z Hanną Lis Fot. Facebook / Krystyna Pawłowicz

Posłanka Krystyna Pawłowicz w jednym z facebookowych wpisów zaatakowała Hannę Lis za jej wpadkę na antenie telewizji. Prezenterka odpowiedziała w komentarzu i tak wywiązała się ciekawa dyskusja. Panie spierały się na przykład, która z nich naprawdę wierzy w Boga…

“Trzeba do szkoły, a dopiero potem przed kamerę, Proszę Pani” – tak posłanka Pawłowicz zwróciła się do Hanny Lis, po tym jak dziennikarka pomyliła się prowadząc program w telewizji. Obok wielu komentarzy pod wpisem, w których internauci spierają się na temat poglądów parlamentarzystki, pojawiły się też te autorstwa Lis.

“Serdecznie panią pozdrawiam, pani profesor, i życzę więcej wyrozumiałości dla bliźnich, jak głosi Kościół, na którego nauczanie przecież nierzadko się Pani powołuje. Przejęzyczenie może się zdarzyć każdemu” – napisała prezenterka.

“Pozwolę sobie powiedzieć, iż żałuję, że jako osoba wierząca, nie zwróciła Pani swego czasu uwagi na ‘błąd’ popełniony przez bliski Pani portal, który napisał, że Andrzej Turski prowadził Panoramę po pijaku” – wytknęła.

Na to odpowiedziała Pawłowicz. Napisała, że Hanna Lis “śmiesznie łączy wszystko i wszystkich ze wszystkimi, aby ukryć swój brak profesjonalizmu”. I zakończyła wpis stwierdzeniem: “W pani serdeczność nie wierzę, ale po chrześcijańsku odpowiem – z Bogiem”.

Dalej wywiązała się rozmowa o Bogu i wierze.

Na czym stanęło? O zgodzie oczywiście nie ma mowy. Hanna Lis napisała do Pawłowicz, że “warto ludzi lubić, nie nazywać ich zboczeńcami, ubekami, nie odczłowieczać, nie stwierdzać, że są radykalnie niewierzącymi”.

Posłanka pozostała nieprzejednana. “Pomijam już, że słów tych używam bardzo rzadko. Pani ocenia mnie na podstawie gęby, którą Pani środowisko mi na co dzień przyprawia, za co jestem wdzięczna” – ucięła.

zBogiem

naTemat.pl

Wołoszański sceptycznie o „złotym pociągu”: To już czwarty pociąg odkryty na Dolnym Śląsku

Wah, 01.09.2015

Bogusław Wołoszański

Bogusław Wołoszański (#Fot. Jdrzej Nowicki/Agencja Gazeta)

Bogusław Wołoszański, dziennikarz i popularyzator historii, wyjaśnia na swoim blogu, że do tej pory nie udzielał wywiadów do prasy i dla serwisów telewizyjnych w sprawie historycznej sensacji lata, bo wie, jak „dziennikarskie relacje mogą zniekształcać rzeczywistość, a one były jedynym źródłem wiedzy o rzekomym znalezisku”.

„Czytałem o 300 tonach złota! Skąd, na Boga, taki zapas złota w upadającej III Rzeszy?! A skąd na Dolnym Śląsku sztaby złota? Z banku we Wrocławiu? Złoto przechowywano tylko w banku centralnym, a z Reichsbanku w Berlinie zostało wywiezione do kopalni w Merkers, gdzie znaleźli je żołnierze amerykańscy.

A pociąg pancerny w podziemnym tunelu?” – pyta Wołoszański na blogu i dodaje, że taki pociąg, opancerzony, uzbrojony w armaty, karabiny maszynowe, działka przeciwlotnicze, był nadzwyczaj groźny. Twierdzi, że dowódca, który podjąłby decyzję o wycofaniu tak cennej broni z walki, zostałby rozstrzelany.

„I skąd ta wiedza? Czyżby z dokumentów? Na wszelki wypadek osoba, która tym papierom dała wiarę, powinna zapoznać się z historią dzienników Hitlera, kupionych w latach 1981-83 przez redakcję tygodnika ‚Stern’ za ponad 9 mln marek. Ich autentyczność potwierdziło kilku wybitnych znawców, ale pomylili się. Dzienniki napisał fałszerz. Ot, i było głupio” – pisze.

Wołoszański podkreśla, że nie słyszał, aby jakieś naukowe autorytety potwierdzały znalezienie pociągu. I pyta: dlaczego nie użyto magnetometru? „Pociąg pancerny, o działach samobieżnych nie wspominając, to tak duża masa stali, że za pomocą tej techniki łatwo zostałby namierzony”.

„Wszystkie odnalezione po wojnie skarby ukrywano tak, aby w miarę łatwo je wydobyć. Tak było w Merkers, gdzie złoto i dzieła sztuki złożono w kopalnianej sztolni, a wejście zamurowano cegłami. Liczne skarby odnalezione na terenie Austrii spoczywały w skrytkach na zboczu góry. A wystarczało odgarnąć warstwę ziemi i ponieść drewnianą klapę. Kto by chował je do tunelu, wypełniał minami i zawalał tonami skał, których usunięcie wymagałoby wielotygodniowej pracy ciężkiego sprzętu? A jak najpierw rozbroić miny, żeby nie eksplodowały w łopacie koparki?” – pisze.

„Chciałbym żeby ten pociąg istniał i żeby go odnaleziono. Byłoby to piękne znalezisko dla Muzeum Kolejnictwa, a samobieżne działa dla Muzeum Wojska Polskiego, czego obydwu muzeom z całego serca życzę. Tyle że pytany przeze mnie jeden z eksploratorów odpowiedział krótko: ‚To już czwarty pociąg odkryty na Dolnym Śląsku’. Ostatni znaleziono w górze Sobiesz, a jeden z ministrów nawet podpisał ze znalazcami umowę”.

Wojsko sprawdzi teren w Wałbrzychu

We wtorek minister obrony narodowej, na wniosek wojewody dolnośląskiego, wyraził zgodę na rekonesans specjalistów wojskowych z Dowództwa Generalnego w Wałbrzychu. Na razie nie wiadomo, kiedy żołnierze pojawią się na miejscu. Nie są też znane szczegóły akcji. Jednak, jak już zapowiadają wojskowi, akcja ta nie będzie spektakularna.

– Będą to specjaliści z kilku jednostek, paru żołnierzy, którzy znają się na rzeczy i sprawdzą domniemany rejon. Będzie to rekonesans – powiedział ppłk Artur Goławski, rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

To m.in. od wyników prac wojskowych będzie zależało, czy miejsce będzie przekopywane w celu odnalezienie składu, o którym informują Polak i Niemiec. Rekonesans ma pomóc w oszacowaniu kosztów dotarcia do ukrytego pociągu.

Wojsko w akcję poszukiwań się włączy, ale nie za darmo. Wszystko dlatego, że zdaniem wojskowych ekspertów takie działania nie są zadaniami dla żołnierzy. Ci pojawią się w okolicach Wałbrzycha w ramach tzw. specjalistycznych usług wojskowych. To oznacza, że zamawiający usługi będzie musiał liczyć się ze zwrotem kosztów za paliwo, wyżywienie, amortyzację sprzętu i noclegi.

O to, by na miejscu pojawili się wojskowi, poprosił w poniedziałek Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha. Pismo z wnioskiem o rekonesans przekazał wojewodzie dolnośląskiemu, a ten przesłał je bezpośrednio do Ministerstwa Obrony Narodowej. Co znajdowało się w piśmie? O tym urzędnicy mówić nie chcą.

– Była to prośba o rozpoznanie terenu, gdzie rzekomo ma być ukryty pociąg. O szczegółach akcji zdecyduje wojsko – powiedział Bartosz Wiśniewski z biura prasowego dolnośląskiego urzędu wojewódzkiego.

Czy w akcji zostanie użyty georadar? Tego na razie także nie wiadomo.

Teren zabezpieczają teraz policjanci, straż leśna, straż ochrony kolei i strażnicy miejscy z Wałbrzycha. Nadleśnictwo wydało okresowy zakaz wstępu do lasu. Za jego złamanie grozi mandat do 500 zł. Przy torach kolejowych, gdzie ma być ukryty skład, w niedzielny wieczór pojawili się też strażacy. Wszystko dlatego, że wybuchł tam pożar.

– My na razie tylko ostrzegamy ludzi, którzy wchodzą na ten teren – mówi nadkomisarz Magdalena Korościk z wałbrzyskiej policji.

Zobacz także

WołoszańskiSceptycznie

wyborcza.pl

Pierwszy projekt z udziałem Agaty Dudy. Pierwsza Dama i PAD zachęcają do czytania „Lalki”

Agata Duda zachęca do czytania "Lalki"
Agata Duda zachęca do czytania „Lalki” Prezydent.pl/YT

5 września będzie miała miejsce kolejna już, czwarta edycja Dnia Narodowego Czytania. Tym razem Polacy będą wspólnie przypominać sobie „Lalkę” Bolesława Prusa. DNC jest pierwszym tego rodzaju wydarzeniem, w które zaangażowana jest Agata Kornhauser-Duda w swojej nowej roli. Jak na razie wystąpiła wraz z mężem w serii nagrań promujących cały projekt.

5 września w Ogrodzie Saskim fragmenty „Lalki” odczytają Bartłomiej Topa, Jerzy Radziwiłowicz, Małgorzata Foremniak, Magdalena Różczka, Wojciech Zieliński, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Jerzy Bończak, Eryk Lubos, Anna Dymna, Jan Peszek, Piotr Głowacki oraz Paweł Królikowski. Patronat honorowy nad wydarzeniem objęła Para Prezydencka.

W zeszłym roku w niemal 2 tys. miejscowości w całej Polsce odbyło się wspólne czytanie „Trylogii” Henryka Sienkiewicza.

Źródło: 300Polityka

pierwszyprojekt

naTemat.pl

 

 

 

 

Prezydent Duda: nie przejmuję się krytyką, że angażuję się w kampanię PiS. Jeżeli pani uważa, że się angażuję, proszę bardzo

dżek, PAP, 01.09.2015

Para prezydencka podczas inauguracji roku szkolnego w Jastarni

Para prezydencka podczas inauguracji roku szkolnego w Jastarni (Fot. za prezydent.pl)

Są tacy, którzy niezależnie od tego, co bym zrobił, będą twierdzili, że angażuję się w kampanię wyborczą PiS – tak prezydent Andrzej Duda odniósł się do krytycznych uwag w tej sprawie. „Nie należy się tym przejmować: robię swoje” – dodał.

 

Andrzej Duda wraz z żoną Agatą uczestniczył w inauguracji roku szkolnego w szkole podstawowej i w gimnazjum w Jastarni. – Jeżeli pani uważa, że się angażuję, proszę bardzo – moja obecność tutaj również jest angażowaniem się – podkreślił prezydent w odpowiedzi na pytanie dziennikarki. Jak przypomniał, obiecywał, że jego prezydentura będzie aktywna. „I taka będzie i niech sobie ktoś mówi, co chce – dodał.

Prezydent nie chciał komentować sprawy fali uchodźców w Europie. Powiedział, że „przyszedł do szkoły w Jastarni dla dzieci, ich rodziców i nauczycieli i chciałby z nimi spędzić trochę czasu”. – Na te tematy będziemy rozmawiali w sytuacji politycznej; teraz jesteśmy w sytuacji pedagogicznej – stwierdził. Duda był też pytany o wypowiedź premier Ewy Kopacz podczas porannych uroczystości na Westerplatte z okazji 76. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Premier oceniła m.in., że „historia jest nauczycielką życia i historia musi nas uczyć, że bezpieczeństwo Polski nie ma ceny – nie można w imię wewnętrznych, politycznych rozgrywek obrażać własnego kraju, obniżać jego wiarygodności”.

 

– Polska jest wartością najcenniejszą i nie ma partii politycznej, i nie ma ambicji żadnego polityka, którą warto byłoby postawić ponad to, co najcenniejsze – wolność i niepodległość Rzeczpospolitej – dodała.

Prezydent powiedział, że był na Westerplatte, „aby uczcić polskich bohaterów, żołnierzy, którzy walczyli w obronie ojczyzny, żeby upamiętnić to, co wtedy się stało”.

Tłumaczył, że „był tam też po to, żebyśmy to zachowali nie tylko w naszej historii, ale przede wszystkim w naszej pamięci, żeby było to też dla nas ostrzeżenie, że potrzebujemy silnej Polski, z dobrą armią, potrzebujemy silnie zabezpieczonych zobowiązań sojuszniczych co do naszych gwarancji bezpieczeństwa”. „Po to tam poszedłem” – podkreślił.

Zobacz także

prezydentDudaNiePrzejmujęSię

TOK FM

Terlikowski: media liberalne robią szum z czegoś, co nie jest żadną nowością

01.09.2015
– Zamiast się cieszyć, to media liberalne robią szum wokół czegoś, co nie jest żadną nowością. Ktoś, kto mówi, że to jakaś nowość w Kościele, jest po prostu niedouczony – mówił Tomasz Terlikowski. Redaktor naczelny TV Republika odniósł się do listu papieża Franciszka ws. odpuszczania grzechu aborcji.
 

CZYTAJ WIĘCEJ: Rok Miłosierdzia – odpust dla winnych aborcji

Tomasz Terlikowski przypomniał, że to żadna nowość, bowiem każdy grzech może być odpuszczony. – Nieważne czy chodzi o zabijanie prenatalne czy postnatalnie –stwierdził.

– Owszem, są takie grzechy zarezerwowane dla biskupów i niektórych kapłanów, ale tu wskazane jest, że każdy kapłan może odpuścić grzech aborcji.To wciąż oznacza, że aborcja jest grzechem – wyjaśniał redaktor naczelny Telewizji Republika.

– Jeżeli papież mówi, że grzechy mogą być odpuszczone, to wykonuje swoje zadanie jako następca Św. Piotra i namiestnik Chrystusa na ziemi – dodał Terlikowski. Podkreślał, że właśnie na tym polega wielkość chrześcijaństwa, że każdy grzech może być odpuszczony.

– Zamiast się cieszyć, to media liberalne robią szum wokół czegoś, co nie jest żadną nowością. Ktoś, kto mówi, że to jakaś nowość w Kościele, jest po prostu niedouczony – zaznaczył Tomasz Terlikowski.

mm/telewizjarepublika.pl

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Terlikowska: Decyzja Franciszka szansą dla kobiet

fronda.pl

W Roku Miłosierdzia wszyscy mogą rozgrzeszać aborcję

Tomasz Bielecki, 01.09.2015

Papież Franciszek uprawnił wszystkich księży do rozgrzeszania z aborcji w czasie Roku Miłosierdzia, który zacznie się 8 grudnia. To nie sensacja - w Polsce wszyscy spowiednicy zyskują takie prawo m.in. w okresie wielkanocnym.

Papież Franciszek uprawnił wszystkich księży do rozgrzeszania z aborcji w czasie Roku Miłosierdzia, który zacznie się 8 grudnia. To nie sensacja – w Polsce wszyscy spowiednicy zyskują takie prawo m.in. w okresie wielkanocnym. (#Fot. Rafa Mielnik / Agencja Gazeta)

Papież Franciszek uprawnił wszystkich księży do rozgrzeszania z aborcji w czasie Roku Miłosierdzia, który zacznie się 8 grudnia. To nie sensacja – w Polsce wszyscy spowiednicy zyskują takie prawo m.in. w okresie wielkanocnym.

Kościół uznaje aborcję za tak ciężki grzech, że osoby bezpośrednio za nią odpowiedzialne ściągają na siebie ekskomunikę. Jej zdjęcie możliwe jest wskutek rozgrzeszenia (przy zachowaniu normalnych warunków spowiedzi – w tym żalu za grzech), ale udzielanego przez duchownego uprawnionego przez Watykan do uchylania tego typu kary. W całym Kościele takie uprawnienie mają biskupi, penitencjarze (czyli specjalni spowiednicy upoważnieni do rozgrzeszenia z najcięższych przewin) oraz kapelanie szpitalni i więzienni. Ponadto każdy ksiądz może wyspowiadać z aborcji katolika, którego życie jest zagrożone.

Ale kościoły lokalne mogą rozszerzyć listę uprzywilejowanych spowiedników i korzystają z tego dość chętnie. W Polsce z aborcji rozgrzeszać mogą m.in. proboszczowie, księża w konfesjonałach w katedrach i wielu sanktuariach, a także wszyscy zwykli spowiednicy podczas odpustów, rekolekcji i w ramach przygotowania do komunii wielkanocnej. Teraz papież Franciszek rozciąga to wielkopostno-rekolekcyjne uprawnienie na cały Rok Miłosierdzia (mimo braku okrągłej daty, jest to Rok Jubileuszowy, bo taka była wola papieża). Ten krok sugerowano w Watykanie jeszcze przed wakacjami.

Sporą nowością jest natomiast decyzja, że w Roku Miłosierdzia będą prawomocne spowiedzi u księży lefebrystów (także w sprawie aborcji), co jest pierwszym tak mocnym pojednawczym gestem Franciszka wobec Bractwa św. Piusa X. Papież Benedykt XVI ściągnął ekskomunikę z lefebrystycznych biskupów, ale – wbrew jego nadziejom – nie doprowadziło to do końca schizmy.

Ponadto Franciszek zdecydował, że w Roku Miłosierdzia odpusty będą udzielane nie tylko w katedrach, bazylikach i innych uprzywilejowanych kościołach, lecz także w więziennych kaplicach.

Zobacz także

decyzjaPapieżaSensacją

wyborcza.pl

Sejm: na najbliższym posiedzeniu posłowie (znów) zajmą się obywatelskim projektem zakazu aborcji

dżek, KAI, 01.09.2015

Protest Młodzieży Wszechpolskiej przeciwko Marszowi Świeckości. Kraków, wrzesień 2014

Protest Młodzieży Wszechpolskiej przeciwko Marszowi Świeckości. Kraków, wrzesień 2014 (MATEUSZ SKWARCZEK)

Sejm kolejny raz zajmie się projektem ustawy zaostrzającym prawo aborcyjne w Polsce. Poprzednie tego typu inicjatywy były odrzucane.

 

Pod koniec kadencji Sejmu po raz kolejny wraca obywatelski projekt ustawy dotyczącej wprowadzenia całkowitego zakazu przerywania ciąży. Posłowie zajmą się nim podczas najbliższego posiedzenia zaplanowanego na 9, 10 i 11 września – wynika z porządku obrad opublikowanego na stronach Sejmu.

Autorem obywatelskiego projektu ustawy i inicjatorem zbierania podpisów pod tą propozycją był Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji” stworzony głównie przez członków i sympatyków Fundacji Pro-prawo do życia oraz osoby zaproszone. Pełnomocnikiem Komitetu jest Kaja Godek, a jej zastępcą Mariusz Dzierżawski. W gronie współpracowników znalazł się także m.in. prof. Bogdan Chazan.

 

Chcą karać i kobiety, i lekarzy

Obywatelski projekt jest nowelizacją obowiązującej od 1993 r. ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Otrzymał nazwę ustawy ,,o zmianie ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży oraz niektórych innych ustaw”. Projekt dotyczy wprowadzenia całkowitego zakazu przerywania ciąży.

Projekt zakłada stosowanie sankcji karnych wobec każdego, kto dokonuje lub współuczestniczy w zabiegu aborcyjnym. Kto za zgodą kobiety przerwie jej ciążę, ma podlegać karze pozbawienia wolności do lat 3. Taką samą sankcją objęty byłby ten, kto udziela ciężarnej pomocy w dokonaniu aborcji lub ją do tego nakłania.

Z kolei ten, kto dopuściłby się takich czynów, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlegałby karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat.

I o wychowaniu seksualnym

Nowelizacja przewiduje także m.in. dodanie do treści art. 4 (na temat nauczania szkolnego o życiu seksualnym człowieka i zasadach odpowiedzialnego rodzicielstwa) zapisu, że nauczanie w tym zakresie musi respektować normy moralne rodziców i wrażliwość uczniów, a udział w takich zajęciach wymaga pisemnej zgody rodziców lub samych pełnoletnich uczniów.

Projekt – po zebraniu jeszcze w maju br. wymaganych 100 tys. podpisów – wpłynął do Sejmu 7 sierpnia i został już skierowany do pierwszego czytania. Posłowie zajmą się nim na jednym z trzech ostatnich posiedzeń tej kadencji, najprawdopodobniej na początku lub pod koniec września.

Zakaz aborcji trafia do Sejmu po raz trzeci. W 2011 i 2013 r. projekty były odrzucane.

Kiedy aborcja jest legalna

Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, aborcji można dokonać legalnie tylko przy zaistnieniu jednej z określonych przesłanek: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej; gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronioneg oraz gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.

Ten ostatni punkt bywa nierespektowany – wyraźnie pokazała to sprawa prof. Chazana, który powołując się na klauzulę sumienia odmówił wykonania zabiegu przerwania ciąży. Kobieta musiała donosić ciążę. Dziecko urodziło się z poważnymi wadami, zmarło po kilku dniach.

 

TOK FM

Duda na Westerplatte nie podał ręki Kopacz. Premier: Okazje do rozmowy są w Warszawie [WIDEO]

jagor, wideo: TVN24/x-news, 01.09.2015
– Nie miałam żadnej obietnicy, że będę rozmawiać – tak premier skomentowała fakt, że w Gdańsku podczas uroczystości na Westerplatte nie doszło do rozmowy z Andrzejem Dudą, który nawet nie podał jej ręki. Według Ewy Kopacz obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej nie są okazją do rozmów. Jak dodała, takie okazje zdarzają się w Warszawie, a ona bezskutecznie o taką rozmowę zabiega.
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,18673956,video.html?embed=0&autoplay=1

 

Rano prezydent Duda i premier Kopacz wzięli udział na Westerplatte w obchodach 76. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Na zakończenie uroczystości delegacje – rządowa i prezydencka – wymieniły uściski dłoni, ale – choć stały obok siebie – we własnym gronie.

Premier Kopacz, pytana później przez dziennikarzy, czy jest jej przykro, że nie udało jej się porozmawiać z prezydentem Dudą, odparła: – Nie, ja nie miałam żadnej obietnicy, że będę rozmawiać. Jak dodała, nie sądzi, by uczestniczenie w uroczystościach związanych z kolejną, smutną rocznicą wybuchu II wojny światowej – w której zginęło ponad 6 mln Polaków – było okazją do rozmów.

„Zabiegam o rozmowę bezskutecznie”

– Myślę, że takie okazje mamy dość często w Warszawie, tylko nie potrafimy z nich skorzystać. Jak państwo wiecie, ja zabiegam o taką rozmowę bezskutecznie – powiedziała Kopacz.

Kopacz kilkukrotnie apelowała do prezydenta Dudy m.in. o zwołanie posiedzenia Rady Gabinetowej i Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydent, odnosząc się w ubiegłym tygodniu do tych apeli, powiedział w TVP Info: – Radę Bezpieczeństwa Narodowego zwołam wtedy, kiedy uznam to za stosowne jako prezydent.

Do tego apelu odniósł się też przewodniczący „Solidarności” podczas uroczystości z okazji podpisania Porozumień Sierpniowych. – Prosi się jednego Dudę, czyli prezydenta, żeby ją zaprosił na Radę Gabinetową. Drugiego Dudę prosi, żeby ją zaprosił na obchody. Ona ma jakieś problemy, niech się uda do psychologa, naprawdę – powiedział Piotr Duda.

kopaczWymienia

gazeta.pl

Wróbel przybity: Największym bogactwem Polski miał być gaz łupkowy. A okazuje się nim zaginiony pociąg

klep, 01.09.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,130517,18668053,video.html?embed=0&autoplay=1
„Czy złoty pociąg spłaci dług Polski?” – pyta na okładce „Super Express”. – Największym bogactwem naturalnym Polski miał być gaz łupkowy. A okazuje się, że jest nim stary pociąg – westchnął Jan Wróbel w Poranku Radia TOK FM.

 

Trwa gorączka wokół niemieckiego pociągu wojskowego z okresu II wojny światowej znalezionego rzekomo pod Wałbrzychem. Konserwator zabytków stwierdził niedawno, że znalezisko jest pewne. Teraz lokalne władze studzą emocje, bardziej z obawy o zdrowie i życie setek domorosłych poszukiwaczy skarbów i turystów, którzy odwiedzają domniemane miejsca ukrycia składu.

– Wydaje mi się, że od paru dni cała Polska jest w poczekalni PKP – stwierdził Jan Wróbel.

wróbelPrzybity

TOK FM

Reporter polityczny TVN Jakub Sobieniowski otrzymuje pogróżki. Sprawą zajęli się prawnicy

Jakub Sobieniowski - dziennikarz polityczny TVN.
Jakub Sobieniowski – dziennikarz polityczny TVN. Fot. Kadr z „Faktów TVN”

Dziennikarz TVN Jakub Sobieniowski, odpowiedzialny za materiały poświęcone polityce, nierzadko krytyczne wobec największej opozycyjnej partii w Polsce – PiS, otrzymał pogróżki – poinformował Tomasz Lis, były przełożony reportera w Faktach TVN.

Jak pisze portal Wirtualne Media, powołując się na nieoficjalne informacje, sprawą zajmują się już prawnicy zatrudniani przez stację. Doniesienia o groźbach w stosunku do dziennikarza zostały już złożone w prokuraturze. W związku z tematyką, jaką zajmuje się Sobieniowski – przygotowuje materiały polityczne, podejrzewa się, że za pogróżkami stoją sympatycy właśnie tej siły politycznej.

– K. Sobieniowski dostaje karalne groźby po swoim materiale w Faktach. Kuba, jesteś świetnym reporterem, rób swoje. A ty prokuraturo, swoje – napisał na Twitterze Lis. O sprawie poinformowała także jego zastępczyni w tygodniku „Newsweek”. Przypomniała jednocześnie, że dziennikarz nie dostał akredytacji od PiS na ubiegłoroczny (listopadowy) wieczór wyborczy Andrzeja Dudy, wówczas jeszcze kandydata na głowę państwa.

Jak już pisaliśmy w naTemat, niechęć Prawa i Sprawiedliwości do redaktor Sobieniowskiego jest powszechnie znana. W 2011 roku Sobieniowski podczas konferencji prasowej zapytał szefa PiS o komentarz do fragmentu jego książki „Polska naszych marzeń”. Chodziło o ustęp, w którym Kaczyński napisał, iż wybór Angeli Merkel nie jest czystym zbiegiem okoliczności.

– Czy Angela Merkel jest tak nieprzyjazna Polsce, że zasługuje, by mówić o niej „wiem, ale nie powiem”? – zapytał wówczas dziennikarz. Prezes PiS poczuł się wtedy w obowiązku zapytać go, z jakiej jest telewizji – polskiej czy niemieckiej? – Fakty TVN, przedstawiałem się – odparł Sobieniowski. Odpowiedzi na swoje pytanie jednak nie uzyskał, dostał za to cenną poradę, by „być polskim, a nie niemieckim dziennikarzem”.

Źródło: Wirtualne Media

naTemat.pl

Sobieniowski, PiS-u wróg publiczny numer jeden. Anatomia jednej nienawiści: TVN vs PiS

PiS nie wpuścił dziennikarza TVN na wieczór wyborczy. Zdjęcie jest ilustracyjnym fotomontażem do tekstu.
PiS nie wpuścił dziennikarza TVN na wieczór wyborczy. Zdjęcie jest ilustracyjnym fotomontażem do tekstu. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

W kwietniu 2011 roku były już rzecznik PiS Adam Hofman apelował do dziennikarza Faktów TVN Jakuba Sobieniowskiego, by ten nie pracował do końca kampanii wyborczej. Równie dobrze Sobieniowski mógłby sobie zrobić wolne i w niedzielę, kiedy odbywał się wieczór wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarz nie został na niego wpuszczony. PiS do bojkotu TVN wzywał już w 2008 roku, ale teraz animozja na linii stacja telewizyjna-partia została spersonalizowana.

Odmówienie dziennikarzowi akredytacji na ważne wydarzenie polityczne, na którym jego obecność jest raczej wskazana, bo robi z niego relację, to kompromitacja sztabu prasowego PiS i apogeum konfliktu, który trwa od kilku lat.

Michał Karnowski pisał kiedyś, że nie ma złudzeń, że „filtr tefałenowski” przepuści cokolwiek pozytywnego na temat PiS. Na pewno nic pozytywnego nie przedostanie się też do narracji prawicy o Sobieniowskim i stacji, w której pracuje. Przekaz jest jasny – nie krytykuj nas, żurnalisto, bo dostaniesz figę z makiem, ale na pewno nie akredytację.

– Brawo! Cyngiel TVN nie został wpuszczony na wieczór wyborczy PiS – ekscytuje się jeden z prawicowych portali, przypominając przy okazji, że jeden z emitowanych na antenie Telewizji Republika odcinków programu „Kulisy Manipulacji” został poświęcony właśnie Sobieniowskiemu. Autorzy pochylili się nad materiałami dziennikarza dotyczącymi katastrofy smoleńskiej.

„Cyngiel” został za drzwiami
„Cyngiel” to jednak jedno z łagodniejszych określeń, które stosują bliskie prawicy media i sami politycy. Dziennikarz był już nazywany „towarzyszem” – to w czasie kampanii do Parlamentu Europejskiego – a prawicowe media, drobiazgowo analizując jeden z materiałów Sobieniowskiego, uznały go za „propagandowy majstersztyk”, jak zwykle zarzucając dziennikarzowi brak obiektywizmu.

To dlatego, że ośmielił się powiedzieć, iż „obrona chrześcijaństwa i kościoła rzekomo zagrożonych w Polsce to taktyka PiS-u na ostatnie dni wyborczej kampanii”. Oburzenie zdjęło prawicę, bo komentarzowi towarzyszyły zdjęcia posłanki Krystyny Pawłowicz i posła Antoniego Macierewicza, a oni w wyborach do europarlamentu nie startowali. Tyle tylko, że w tym samym tekście Michał Karnowski na wPolityce.pl pisał, że tamte wybory to „tak naprawdę tylko początek dwuletniej kampanii i wyborczego maratonu”, mając oczywiście rację, choć przy okazji samemu sobie przecząc; bo skoro kampania wyborcza trwa, to nie ma co wygłaszać rutynowej krytyki Sobieniowskiego, który w materiale pokazał najbardziej rozpoznawalnych polityków partii.

Jak mówisz, to mów dobrze
W tym samym materiale reporter powiedział, że „Pawłowicz jest teraz bohaterką PiS-u po tym, jak zaatakowała Władysława Bartoszewskiego i atakuje rząd” oraz że „politycy PiS-u prowadząc w takim stylu kampanię ubolewają jednocześnie, że to oni są atakowani i to oni są celem przemysłu pogardy”.

Ale dość już Karnowskiego, bo wystarczy przypomnieć pełne wdzięku słowa jednego z byłych już samorządowców PiS-u, Macieja Maciejowskiego, którzy na Twitterze napisał tak: „3 stopnie skur…ienia: cichodajka, prostytutka, Sobieniowski”.

Wpis pojawił się po emisji materiału o Jarosławie Kaczyńskim, który prawica uznała za „nierzetelny i stronniczy”, a to dlatego, że jej zdaniem redaktor Sobieniowski poddał w wątpliwość wiarygodność deklaracji prezesa PiS o rozejmie politycznym na czas Euro 2012. – To pewne, że Jarosław Kaczyński jest w stanie dotrzymać warunków politycznego rozejmu na czas Euro 2012. W końcu definitywne zakończenie wojny polsko-polskiej, które też ogłosił w trakcie kampanii, trwało nawet kilka tygodni dłużej.

Jak to się zaczęło?
Najpierw, w 2008 roku, partia Kaczyńskiego ogłosiła bojkot całej stacji, bez wyróżniania któregokolwiek reportera. Oficjalnym powodem była rezygnacja z wywiadu z posłem Markiem Suskim, który znajdował się już w studiu, jednak politycy partii przyznawali w nieoficjalnych rozmowach, że chodziło o program Grzegorza Miecugowa „Szkło kontaktowe”. Politycy PiS skarżyli się, że dziennikarz i satyrycy, których zaprasza, „ciągle się z nich naśmiewają”, co jest „nie do wytrzymania”.

Było to w tym samym czasie, kiedy Jarosław Kaczyński uznał program za tubę mowy nienawiści – to dlatego, że jeden z widzów nazwał polityków partii „gnidami”. Prawicowe portale robiły wówczas sondaże, z których wynikało, że 58 proc. ich użytkowników uważa bojkot za „słuszny i zrozumiały”, zaś 7 proc. za „uzasadniony, choć naruszający prawo obywateli do informacji”.

Prawo do informacji, co wydaje się dość oczywiste ze względu na charakter wykonywanego zawodu, ma też dziennikarz, a stanowi o tym art. 11 prasa prasowego. Wynika z niego, że „w imieniu jednostek organizacyjnych informacji mają udzielać ich kierownicy, zastępcy, rzecznicy prasowi lub inne upoważnione osoby, w granicach obowiązków powierzonych im w tym zakresie. Ponadto kierownicy tych jednostek są zobowiązani umożliwiać dziennikarzom nawiązanie kontaktu z pracownikami oraz swobodne zbieranie wśród nich informacji”.

Zapraszamy na wieczór wyborczy PO
W przypadku wieczoru wyborczego PiS-u zostało to Sobieniowskiemu utrudnione, jest to jednak afront personalny – operatora wpuszczono na wydarzenie. Materiał więc powstanie, tylko Sobieniowski dostał po łapach. Nowy rzecznik PiS Marcin Mastalerek tak skomentował dla „Pressu” bojkot Sobieniowskiego: – Inni dziennikarze TVN dostali akredytacje, a panu Sobieniowskiemu daliśmy możliwość wzięcia udziału w wieczorze wyborczym Platformy Obywatelskiej. Nie udzieliliśmy akredytacji, bo niechęć pana redaktora Jakuba Sobieniowskiego do Prawa i Sprawiedliwości jest powszechnie znana i nie ma potrzeby, by brał udział w naszym wieczorze wyborczym.

Niechęć Prawa i Sprawiedliwości do redaktor Sobieniowskiego również jest powszechnie znana. W 2011 roku Sobieniowski podczas konferencji prasowej zapytał szefa PiS o komentarz do fragmentu jego książki „Polska naszych marzeń”. Chodziło o ustęp, w którym Kaczyński napisał, iż wybór Angeli Merkel nie jest czystym zbiegiem okoliczności.

Polski dziennikarz jest lepszy od dziennikarza niemieckiego
– Czy Angela Merkel jest tak nieprzyjazna Polsce, że zasługuje, by mówić o niej „wiem, ale nie powiem”? – zapytał wówczas dziennikarz. Prezes PiS poczuł się wtedy w obowiązku zapytać go, z jakiej jest telewizji – polskiej czy niemieckiej? – Fakty TVN, przedstawiałem się – odparł Sobieniowski. Odpowiedzi na swoje pytanie jednak nie uzyskał, dostał za to cenną poradę, by „być polskim, a nie niemieckim dziennikarzem”. W tym samym czasie Adam Hofman apelował do sumienia Sobieniowskiego – jak już musi robić materiały o PiS, to „niech one chociaż będą rzetelne”.

W nocy zachowanie polityków PiS, którzy odmówili akredytacji Sobieniowskiemu, skomentował na Twitterze jego kolega z redakcji Jarosław Kuźniar. – Panowie Brudziński i Mastalerek, sposób w jaki rozgrywacie sobie media jest żenujący i mały. Zwycięzca powinien mieć więcej klasy.

Okazało się jednak, że głupio zrobił ośmielając się wyrazić krytykę, bo następnego dnia rzecznik PiS nie pojawił się w studiu na umówioną rozmowę. Kuźniarowi nie zostało nic innego, jak napisać, znowu na TT: – Kazano się Panu odwołać z porannej rozmowy w tvn24 czy nie ma pan siły wstać rano?

Jeszcze niedawno politycy PiS i kibicujący im publicyści ubolewali nad istnieniem „telewizyjnego szklanego sufitu”. Widocznie podjęli decyzję, żeby przezornie schować się pod własnoręcznie wzniesioną kopułą.

reporterPolitycznyTVN

naTemat.pl