Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Rząd Mateusza Morawieckiego ma być zrekonstruowany. Powiadomiła o tym rzeczniczka PiS Beata Mazurek, a nie rzeczniczka rządu – Joanna Kopcińska. Czy to coś znaczy? Tak! W PiS obowiązują zasady jak reżimach, klaszczą tak długo, aż satrapa powstrzyma aplauz na cześć swojej osoby podniesieniem ręki. Dlaczego o rekonstrukcji nie powiadomił ktoś bliski ucha Morawieckiego, jak choćby Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera, który wędruje po mediach każdego dnia?

Obawiam się, że o rekonstrukcji rządu Morawieckiego mógł wcześniej nie wiedzieć… sam Morawiecki. Świadczą o tym słowa Mazurek: – „Mam informację, że rekonstrukcja rządu nastąpi jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego”. Od kogo ma informacje? Niewygodnie wszak informować, że prezes decyduje, kogo Morawiecki ma wymienić.

W PiS afera goni aferę, jedna przykrywa drugą, korupcję Kaczyńskiego przykrywa seksafera Kuchcińskiego, a tę z kolei protest nauczycieli. Nim zorientujemy się, o co chodzi w najnowszej aferze, zbliża się inna, jeszcze bardziej demolująca życie polityczne.

Wiadomym wszak jest, iż muszą być wymienieni ministrowie, którzy kandydują do Parlamentu Europejskiego i prawdopodobnie gros z nich do Brukseli się dostanie. Powinni być „zrekonstruowani”: wicepremier Beata Szydło, szef MSWiA Joachim Brudziński, szefowa MRPiPS Elżbieta Rafalska czy minister edukacji Anna Zalewska.

Ucieczka Brudzińskiego do PE może świadczyć, iż Kaczyński widzi delfina w Morawieckim, lecz niekoniecznie, bo prezes szykuje się do demolki w Brukseli – jak w kraju – tym razem wraz z nacjonalistami z Włoch, Hiszpanii i innych krajów, z którymi niedawno się spotkał. A Brudziński to jego herold zniszczenia. Zalewska z kolei musi brać nogi za pas, bo szkolnictwo w kraju w upadku, a nauczyciele zamiast w budynkach szkół domagają się normalności na ulicy.

Nie ekscytujmy się więc rekonstrukcją, bo na miejsce ustępujących przyjdą podobni im niewydarzeńcy. Władza PiS gromadzi tylko takich, którzy potrafią wszystko zepsuć, czego się dotkną. Dżuma zostanie wymieniona na cholerę, co kiedyś zdefiniował sam Morawiecki przy innej okazji.

Bardziej interesująca niż rekonstrukcja rządu będzie jesienna wymiana rządzących, gdy PiS zostanie wymieniony na Koalicję Obywatelską.

Marek Kuchciński to swoisty fenomen. Mało kto wie, że jest marszałkiem Sejmu, czyli drugą osobą (głową) w państwie. Gdyby Andrzejowi Dudzie coś się stało, Kuchciński – znany niewielu Polakom – pełniłby obowiązki prezydenta RP.

Można powiedzieć, że Kuchciński powoduje kolokwialny śmiech na sali. Nie tylko z tego powodu, że jego znaczenie publiczne jest groteskowe, bo nie dał się ludziom poznać, oprócz takich okruchów incydentalnych, nic nieznaczących epizodów, gdy wykluczył z posiedzenia Sejmu Michała Szczerbę za zwrot „Panie marszałku kochany…”, oraz z taśmy wideo z jakiegoś spotkania z elektoratem pisowskim, na którym poczynił swoje wyznanie polityczne, iż „odszczurzyłby” Polskę z tych, którzy mu się nie podobają. Kuchcińskiego poznaliśmy więc ze strony braku osobowości, który to brak nie pozwala mu uczestniczyć w debatach, dyskusjach, a nawet w wywiadach.

Taka zmarginalizowana postać jak Kuchciński ma szansę zaistnieć tylko dzięki skandalowi. Czy będzie skandalem seksafera – w istocie źle rozpoznane semantycznie przypuszczenie – w której podejrzewa się, że Kuchciński dopuścił się aktu z nieletnią Ukrainką? Czy jest to prawdą? Czy Andrzej Rozenek, były poseł, a obecnie dziennikarz tygodnika „Nie” ma twarde dowody na to, że Kuchciński dopuścił się tego skandalicznego czynu?

Mniemana seksafera z Kuchcińskim waniajet już jakiś czas. Sam zainteresowany nie dementuje, nie wypowiada się. Za Kuchcińskiego wyraził się dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu (czujecie to nomenklaturowe nabzdyczenie, a to tylko rzecznik) Andrzej Grzegrzółka, informując, że „marszałek Sejmu będzie stanowczo bronił swojego dobrego imienia” i pozywał za teksty o skandalu obyczajowym. Słabe to bronienie „dobrego imienia” – wygląda na to, że zwłoka z dementowaniem seks-skandalu może służyć zamiataniu zdarzenia pod dywan, „rozmowom” z osobami – w tym z agentem CBA – dzięki którym wieść wyciekła. Rozważając rzecz na chłodno, stwierdzam, iż Kuchciński nie wytrzymuje ciśnienia sprawowanego urzędu.

Dlaczego PiS chce przywłaszczyć obchody rocznicy 4 czerwca 1989 roku, pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych? Przecież narracja partii Kaczyńskiego o Okrągłym Stole jest mało pozytywna, a 4 czerwca to pierwszy i najważniejszy owoc kompromisu strony solidarnościowej z komuszą.

Potem przechodziliśmy transformację ustrojową zwaną reformami Balcerowicza, te okazały się wzorem dla innych państw naszego regionu, przede wszystkim są jednym z największych naszych sukcesów cywilizacyjnych w historii. Polska wreszcie stała się pełnoprawnym członkiem Zachodu poprzez przynależność do NATO i Unii Europejskiej.

Obok transformacji ustrojowej zachodziła dłuższa „transformacja” mentalna, którą swego czasu w lapsusie freudystycznym Jarosław Kaczyński wyłożył, jako „nikt nam nie powie, że białe jest białe…” W tej „transformacji” kłamstwo ma wartość prawdy, byle było głoszone z determinacją Goebbelsa.

4 czerwca ma wpisać w „transformację” mentalną PiS ich wersję historii, nie mającą wiele wspólnego z faktami, ale z kompleksami prezesa. Gdyby to odbywało się na płaszczyźnie osobistej, byłby to kłopot psychiatry z pacjentem, ale pacjent Jarosław Kaczyński funduje swoje kompleksy w polityce i to będąc u władzy.

Jak trafnie ujął taką wersję życia Szekspir, jest to „opowieść idioty pełna wrzasku i wściekłości”. Narracja Kaczyńskiego o współczesności nie trzyma się kupy ani tym bardziej narracja o niedalekiej przeszłości, w której on i jego brat Lech nie odgrywali szczególnie ważnych ról, byli tylko kamerdynerami Lecha Wałęsy. Rola służby boli, stąd mamy u prezesa przypadłości wściekłości i wrzasku o gorszym sorcie, ZOMO, gestapo, kanaliach, zdradzieckich mordach, etc.

Jeżeli 4 czerwca 2019 PiS będzie po wygranych do Parlamentu Europejskiego rozszerzona zostanie „opowieść idioty” o kolejne wściekłe kłamstwa i wrzaskliwe opluwanie prawdy. Lech Wałęsa chciałby częściowo przerwać tę narrację idiotów poprzez pozbawienie „NSZZ Solidarność” możliwości posługiwania się nazwą.

Miejmy nadzieję, że 4 czerwca będziemy świętować dwa zwycięstwa – 4 czerwca 1989 roku Komitetu Obywatelskiego i 26 maja 2019 – Koalicji Europejskiej. Wystarczy wściekłości i wrzasku z opowieści zakompleksiałego prezesa.

Komentarze
  1. Hairwald pisze:

    Reblogged this on Hairwald i skomentował(a):
    Wychodzenie z UE trwa już jakiś czas. PiS w drugiej kadencji – gdyby miał rządzić – ostatecznie wyprowadzi nas z UE, aby oddać nas w łapy Kremla.

Dodaj komentarz