Macierewicz i tak zostanie odpowiednio osądzony, może nawet za najcięższe przestępstwo w stosunku do ojczyzny

Posted: 22 grudnia, 2018 in Polityka polska
Tagi: , , , , , , , , , , ,

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Były szef MON dostał się w ręce Temidy, która będzie ważyła jego uczynki.

Nie dają się upchać pisowskie „trupy” w szafie. Krystyna Pawłowicz tylko kilka dni wytrzymała i musiała zakomunikować swoje „a kuku” o przerwaniu kuracji. Na co zapadła posłanka PiS? Raczej nie na mądrość…

Pawłowicz to jednak tylko pryszcz, bo inny prominentny osobnik wypada z szafy – wiceprezes PiS Antoni Macierewicz i to w dwóch sprawach, których jest inicjatorem. Nie wiadomo, która jest ważniejsza, bo obydwie są najcięższego kalibru. Ich finały – kiedyś do takich dojdzie – mogą być szokujące dla publiczności.

Gdy jeszcze był ministrem, Tomasz Piątek opublikował książkę „Macierewicz i jego tajemnice” – najlepiej sprzedającą się pozycję w kraju w ubiegłym roku. W tym bestsellerze opisane zostały podejrzane – i tak jest to eufemizm – związki Macierewicza z Rosją, m.in. z bossami mafijnymi, którzy mają przełożenie na Kreml. Piątek to bardzo solidny dziennikarz, obszernie udokumentował swoje podejrzenia.

Macierewicz wybrnął z tego w ten sposób, że doniósł do prokuratury wojskowej na Piątka, iż podejrzewa go o terroryzm (art. 224 kk) i znieważenie organu konstytucyjnego (art. 226 kk). Ponadto Macierewicz swoją emfatyczną retoryką oskarżył dziennikarza o skompromitowanie Polski i psucie relacji z Donaldem Trumpem.

Prokuratura ślimaczyła śledztwo, aż Macierewicz przestał być ministrem i umorzyła, radząc wiceprezesowi PiS, aby wystąpił przeciw Piątkowi z powództwa cywilnego. Piątkowi postanowienie prokuratury nie spodobało się, on z kolei złożył doniesienie, iż Macierewicz go zastraszał, używając swojego stanowiska. Ale prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, bo… Macierewicz działał w dobrej wierze. I oto wypada trup z pisowskiej szafy, bo Sąd Rejonowy w Warszawie nakazuje prokuraturze zbadanie, czy Macierewicz nie nadużył swojego stanowiska i nie złożył fałszywego zawiadomienia na Piątka.

Macierewicz dostał się w ręce Temidy, która będzie ważyła jego uczynki. Druga sprawa jest może nawet ciekawsza, ale subtelna jak diabli i nadaje się do typu narracji literatury pięknej, gdyż rola Macierewicza jest iście diaboliczna, a dotyczy katastrofy smoleńskiej. Macierewicz złożył doniesienie na Donalda Tuska, iż ten dopuścił się zdrady dyplomatycznej w sprawie śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Tusk składał już zeznania w tej sprawie. W styczniu 2019 roku ma być przesłuchiwana tłumaczka Magda Fitas-Dukaczewska, która uczestniczyła w rozmowach byłego premiera rządu RP z Władimirem Putinem. Narracja smoleńska PiS dopala się, Kaczyński osiągnął swój cel – władzę i pomnik brata Lecha wyższy niż Piłsudskiego. Ale Kaczyński chce dopaść Tuska.

Macierewicz choćby milczał, miał usta zaklejone taśmą samoprzylepną, to i tak nie uniknie odpowiedzialności przed historią. Przemawiać będą przeciw niemu  fakty, a ich charakter jest dla niego druzgocący i kompromitujący.

Postępowania wobec niego mogą zakończyć się dyscyplinarkami.

Sędzia Igor Tuleya to jeden z bardziej rozpoznawalnych sędziów. Bardzo nie pasuje władzy PiS, gdyż zachowuje swoją niezależność. Zaliczany jest do niewielkiego grona 284 „sędziów wolności”, którego listę publikuje Archiwum Osiatyńskiego w dziale „Alfabet buntu”.

Służby podległe Zbigniewowi Ziobrze urządziły na sędziego Tuleyę dosłownie polowanie z nagonką. Tuleyi trafiła się w Sądzie Okręgowym w Warszawie sprawa wg przydziału normalnego obiegu, tj. alfabetycznego. Ale za to sprawa spektakularna, która wejdzie do podręczników politologii.

W grudniu 2016 roku doszło w Sejmie do wykluczenia posła PO Michała Szczerby, po czym marszałek Kuchciński przeniósł obrady do Sali Kolumnowej, do której nie wpuszczono posłów opozycji, a głosowano wówczas nad jedną z najważniejszych uchwał – budżetową. Istniało domniemanie, iż nie było kworum podczas głosowań, czyli budżet został najprawdopodobniej uchwalony niezgodnie z prawem.

Odbywał się wówczas protest obywateli pod Sejmem, a Jarosław Kaczyński wyjeżdżał z gmachu parlamentu z charakterystycznym uśmieszkiem na swej twarzy, który narracyjnie należy odczytać: „ale zrobiłem z was wałów”. Później sekwencję tych zdarzeń przyciężkie umysły pisowskie nazwały „puczem”.

Opozycja złożyła zawiadomienie do prokuratury, ta jednak podległa Ziobrze nie dopatrzyła się żadnych uchybień i sprawę umorzyła. Jednak trafiła ona do sądu i rozpatrzył ją sędzia Tuleya, który uchylił decyzję prokuratury i nakazał wznowienie śledztwa.

No i się zaczęło. Od kilku miesięcy specjalny wydział w Prokuraturze Krajowej sprawdza decyzję Tuleyi. Przesłuchiwani są pracownicy sądu i sędziowie oraz prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Ten wydział wewnętrzny  został utworzony przez PiS do specjalnego ścigania sędziów i prokuratorów.

W tym aspekcie jest to przykład ewidentnego państwa policyjnego. Niczego na Tuleye nie znaleziono, bo ten zachował szczególną staranność proceduralną. Nawet nominant Ziobry zastępca prezesa sądu Dariusz Drajewicz wzywał Tuleye na dywanik i co charakterystyczne dla tej władzy, zrobił to, gdy prezes sądu była na urlopie.

To jest polowanie na Tuleyę z najwyższej półki prokuratorskiej (ambony), bo Prokuratury Krajowej. Nagonkę zaś prowadzi rzecznik dyscyplinarny sądów powszechnych. W tej chwili przeciw Tuleyi odbywa się 7 postępowań, w których jest wymieniony z nazwiska.

Postępowania mogą zakończyć się dyscyplinarkami. I chyba tak się stanie. Tuleya jeszcze się trzyma, nie daje zaszczuć, ale każdy ma swoją wytrzymałość. W tym aspekcie w ogóle nieznanym publiczności polskie sądownictwo zostało rozłożone, gnije, toczy je nowotwór bezprawia i służalczości. Togi sędziowskie zamienione zostały na liberie. Na czele ministerstwa sprawiedliwości i prokuratury stoi osobnik Ziobro, niezbyt kumaty magister prawa.

Wiele wskazuje, że Jarosław Kaczyński szykuje przedterminowe wybory parlamentarne. Znaki są aż nadto czytelne nie mogą być zignorowane przez opozycję. Jeżeli wybory miałyby odbyć się już w marcu, najpóźniej w kwietniu, to spokojnie możemy orzec, iż w tej chwili mamy do czynienia z nieformalną kampanią wyborczą.

Na ostatniej konwencji PiS w Szeligach pod Warszawą prezes Kaczyński zastrzegł się, że nie zostanie przedstawiony program partii na zbliżające się wybory, ale z ust Mateusza Morawieckiego usłyszeliśmy zaskakujące słowa i one noszą stygmat haseł wyborczych.

Premier orzekł, iż „jesteśmy bijącym sercem Europy”, co w zderzeniu ze zdegradowaniem Polski w UE należałoby szukać innych porównań z adekwatnymi częściami ciała. Zostaliśmy w tej Europie zmarginalizowani w ciągu trzech lat rządów PiS i bliżej nam do zanikającej kości ogonowej.

A ponadto Morawiecki sformułował hasło żywcem przeniesione z krajów o rozwiniętej demokracji i kapitalizmie: – „Chcemy odbudować silną klasę średnią”. Podkreślam, że Morawiecki nie jest orłem retoryki, kiepsko czuje język – odbudować można ewentualnie z ruin, a klasy średniej w kraju nigdy nie było, bo klasa średnia w Europie to mieszczaństwo.

Ta uwaga o klasie średniej jest skierowana właśnie do mieszczuchów, którzy podczas ostatnich wyborów samorządowych kandydatów PiS na prezydentów miast odesłali z kwitkiem już w pierwszej turze. PiS, aby utrzymać się u władzy, musi pozyskać miasta, dlatego partia Kaczyńskiego wygładza swój wyraz twarzy. Odsyła na tymczasową emeryturę Krystynę Pawłowicz, Dominika Tarczyńskiego czy Antoniego Macierewicza.

Afera KNF w istocie nabiera rozpędu, nie chodzi tylko o to, jakie ona ukazuje oblicze korupcyjne PiS, lecz dociera dość powoli do ogółu Polaków, szczególnie do tych, którzy niespecjalnie interesują się polityką. Ta zasada kuli śnieżnej dopiero rozpoczęła swoja drogę w dół. Do wiosny jej pęd może być jeszcze powstrzymany, ale jesienią już raczej nie. Przykładem jest SLD po aferze Rywina, które kilka miesięcy po niej miało wysokie sondaże, zaś po przeszło pół roku Leszek Miller witał się z zieloną trawą.

Nie powinno zatem dziwić, że nieoczekiwanie zostało przesunięte głosowanie nad budżetem z grudniowej sesji Sejmu na połowę stycznia 2019. Jeżeli Sejm nie przyjmie – także po głosowaniu w Senacie – ustawy budżetowej do 27 stycznia, to prezydent Duda zgodnie z art. 98 ust. 4 Konstytucji RP może rozwiązać Sejm i ogłosić przedterminowe wybory.

I o to chodzi. Także nieuchronne wysokie podwyżki cen za prąd zostały przesunięte na późniejszy termin – oczywiście po wyborach. Duda spotkał się – jakby on o czymkolwiek decydował – z ministrem energii Krzysztofem Tchórzewskim, po czym pojawił się komunikat, iż podwyżek w 2019 roku nie będzie.

Były premier Kazimierz Marcinkiewicz uważa, że „przeprowadzenie przyspieszonych wyborów w marcu 2019 roku wydaje się bardzo prawdopodobne”. Przypomina o roku 2006, gdy było blisko do takich wyborów, PiS wówczas wygrałby je, półtora roku później zostały przez nich przerżnięte.

Dzisiaj wygląda jakby PiS rozpoczął kampanię wyborczą. Co na to opozycja? Zjednoczona – już dzisiaj wygrałaby z PiS, rozproszona – nie chcę myśleć, co stanie się wówczas z Polską, gdyby stan obecnej degradacji miał być kontynuowany.

Dodaj komentarz